Coraz bardziej nas pochłania, nie da się jej już zatrzymać i przeciwstawić. W zasadzie przestajemy umieć bez niej żyć. A jeszcze kilka lat temu (no… niech będzie – dwadzieścia) nie wyobrażaliśmy sobie znajomości czysto internetowych, komórek czy codziennego wysiadywania przed kolorowym monitorem i śledzenia czyjegoś życia. Dziś to na porządku dziennym. Śledzimy to czyjeś życie – za jego zgodą ma się rozumieć, bo ten ostrożnie dawkuje nam informacje o sobie powodując, że nasza niby obiektywna ocena osoby jest po prostu jego subiektywną kreacją siebie widzianą naszymi oczami i to przez ciekły kryształ. Pozbawiamy się sami uroków człowieczeństwa. Nie wiemy już co przyniesie owo pierwsze wrażenie, na którym tak lubiliśmy opierać się w ocenie nowo poznanych. A przyniesie to, co ów nowo poznany sam zechce nam pokazać. Okazuje się, że możemy do woli kształtować w portalach społecznościowych swój wizerunek. Wizerunek, który w danej chwili nam odpowiada. Wystarczy, że zmienimy swój „status związku” a już sypią się telefony, rodzą plotki, informacja w moment obiega świat. I to już nie światłowodem ;) Dodamy do tego kilka linków z refleksyjnymi piosenkami… i w oczach obserwatorów tragedia gotowa. Nasze życie legło w gruzach. A gdzie w tym wszystkim podział się człowiek? Rozmowa? Nawet prosta weryfikacja? Postanowiłam sobie wczoraj zadrwić – z mechanizmu a nie z ludzi ma się rozumieć. Choć w zasadzie, paradoksalnie, ludzie ten mechanizm tworzą. Ale nie oni byli moim celem. Chciałam pokazać, że to, jakimi się na chwilę „staniemy” wirtualnie nie musi mieć związku z rzeczywistością, że to nic nie znaczy, kiedy wciśniemy ten czy inny guzik. Tymczasem, z małymi wyjątkami, wciśnięcie przeze mnie jednego przycisku spowodowało falę współczucia, oburzenia, domysłów i kto wie czego jeszcze. A przecież w moim życiu NIC się nie zmieniło! To tylko jeden klik! Nie zgadzam się na to odejście od dotykalnego, namacalnego życia, na to zamknięcie w kilku guziczkach, opcjach do wyboru, lub wyrażania takiego ogromu różnych emocji za pomocą zwykłego „Lubię to!”. Na taką powierzchowność znajomości. Nie zgadzam się a jednak jestem częścią tego świata e-maili, e-papierosów i e-miłości. Od tego nie ma ucieczki. Ale czy na pewno?
A tak chciałabym oderwać się od tej cybernetycznej przestrzeni i odpocząć gdzieś pochłonięta oczekiwaniem aż pierwszy promień słońca spłynie z góry na moją dłoń, wsłuchać się w brzęk zaprzęgu, odgłos kroków, obserwować kroplę rosy, która w końcu przechyli ten liść, policzyć wszystkie piegi osoby, która chce mi opowiedzieć historię swojego życia, czy cierpliwie czekać kiedy przepali się nad ogniskiem gruby pień brzozy… Nic w cyber przestrzeni tego nie zastąpi. Na szczęście zawsze mogę się zatrzymać i to zrobić. Jeszcze umiem to robić.
Ilu z Was umie jeszcze wyłączyć telefon na kilka dni.. i co ważniejsze – ani przez chwilę nie pomyśleć o tym, że jest wyłączony?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz