wtorek, 18 listopada 2008

maski


Ukrywamy się za maską obojętności. Wkraczamy w obłudny świat pozorów i kłamstw. Jakże łatwo stracić wtedy orientację. Błądzimy w zasłonie dymnej własnych mylnych sygnałów nie wiedząc już gdzie jest granica między zwodzeniem innych a okłamywaniem samego siebie. Jak daleko można się posunąć? Jak tej granicy nie przekroczyć? Przekraczamy ją bardzo często chowając gdzieś na dnie optymizmu wiarę, nie dopuszczając jej jednak do głosu....

A wszystko po to, żeby pozornie, według własnego przekonania, wyjść z twarzą.
Nie robimy pewnych gestów by nikt nie zauważył, że chcemy je robić.
Każda chęć wykonania kroku powoduje paraliż... Co chcemy przez to osiągnąć? Zmylić wroga? Nie. To nie wróg. Na opinii wroga nam nie zależy. Dlaczego zatem taka przepaść dzieli tę wiedzę od realizacji? Strach. Strach przed odrzuceniem, ośmieszeniem. Ale czy strach przed drugim człowiekiem? Chyba nie. Raczej przed sobą samym... Obawiamy się, że to nas złamie, że nie podźwigniemy porażki, że okażemy się słabi i nie będziemy umieli się z tym pogodzić. Dlatego wolimy siedzieć w tej mgle i karmić się własnymi wizjami. Tak jest łatwiej. Trwamy zawieszeni w próżni, żeby móc jeszcze trochę pielęgnować w sobie tą ułudę. Boimy się, że wraz z wyjściem z zasłony dymnej pękną jak bańka mydlana piękne wizje. Gdzie się podziała nadzieja?

Jakże trudno odnaleźć wewnętrzną siłę na sprostanie samemu sobie...

Brak komentarzy: